Jakie ciśnienie powinno budzić nasz niepokój?

 

To ważne pytanie, ale naprawdę trudno jednoznacznie na nie odpowiedzieć. Zasadniczo im wyższe ciśnienie tętnicze krwi, tym większe ryzyko szybszej miażdżycy oraz zawału serca i udaru mózgu. Kiedyś uważano, że problemy z ciśnieniem zaczynają się po przekroczeniu granicy 100 plus wiek danej osoby. Udowodniono jednak, że to zbyt liberalne podejście - mówi prof. Tomasz Zdrojewski.

 

Przychodzi człowiek do lekarza. Czy może liczyć na zmierzenie ciśnienia?

 

- Tak. Mało tego – ciśnienie tętnicze krwi powinno być mierzone podczas każdej wizyty lekarskiej. Taki obowiązek nakłada na lekarzy zarządzenie ministra zdrowia, ale tylko połowa z nich go przestrzega.

 

Czy w takim wypadku samemu należy poprosić o to lekarza?

 

- Trzeba poprosić – uprzejmie, ale stanowczo. Zbyt wysokie ciśnienie, które dotyka w szczególności osoby starsze, może mieć dramatyczne skutki, jak choćby udar mózgu. A to nieszczęście dla całej rodziny, nie tylko dla chorego.

 

A więc mierzenie ciśnienia u lekarza – to pierwszy krok. Co jeszcze można zrobić, by zminimalizować ryzyko chorób serca?

 

- Drugim krokiem, choć nieco kosztownym, jest zakup aparatu do mierzenia ciśnienia. Takie urządzenie powinno być w każdym polskim domu. Warto przy tym zainwestować w dobry aparat, czyli taki, który mierzy ciśnienie na ramieniu. Na rynku jest kilka takich modeli, zwykle kosztują 200–300 zł, ale są warte tej ceny. To elektroniczne urządzenia, nie trzeba już nic pompować, słuchać i pozwalają na naprawdę dokładny pomiar. Natomiast mierzenie ciśnienia na przedramieniu nie ma sensu – żaden aparat nie poda właściwego odczytu.

 

Każdy może wykonać taki pomiar?

 

- Tak, każdy może i każdy powinien to robić! To jest w sumie naprawdę proste. Zachęcałbym nawet do tego, żeby nawzajem mierzyć sobie ciśnienie, żeby dzieci pomagały w tym rodzicom, bo to wyrabia dobre nawyki.

 

Jakie ciśnienie u osoby starszej powinno budzić nasz niepokój?

 

- To ważne pytanie, ale naprawdę trudno jednoznacznie na nie odpowiedzieć. Zasadniczo im wyższe ciśnienie tętnicze krwi, tym większe ryzyko szybszej miażdżycy oraz zawału serca i udaru mózgu. Kiedyś uważano, że problemy z ciśnieniem zaczynają się po przekroczeniu granicy 100 plus wiek danej osoby. Udowodniono jednak, że to zbyt liberalne podejście, że dla 70-latka ciśnienie na poziomie 170 wcale nie jest normą. Później utworzono dla wszystkich kryterium 140. Obecnie zaś uznaje się, że dla starszych osób, w wieku 70, 80, 90 lat, ciśnienie 160 i wyższe to już żółta kartka. W takim wypadku koniecznie trzeba pójść do lekarza. Natomiast ciśnienie między 140 a 160 jest sygnałem do wdrożenia wszystkich działań niefarmakologicznych, czyli: mniej solić, przestać palić, zwiększyć aktywność fizyczną.

 

Czy podejmowanie aktywności fizycznej trzeba konsultować z lekarzem?

 

- Aktywność fizyczna jest nieodzownym elementem terapii nadciśnienia czy cukrzycy. Jednak z uwagi na nierzadko współistniejące choroby, np. serca lub ortopedyczne, wymaga właściwego „dawkowania”, to trochę tak jak z dawkowaniem lekarstw. Niewielka lub umiarkowana aktywność fizyczna prawie zawsze pomaga. Z drugiej strony zbyt duże obciążenia, zbyt szybko wdrożone, mogą spowodować działania niepożądane. Niestety – a mówię to z pełną odpowiedzialnością – niewielu lekarzy rodzinnych jest przygotowanych do tego, żeby dawać pacjentom optymalne zalecenia treningowe. Obecnie prowadzę kursy dla lekarzy, którzy specjalizują się w medycynie rodzinnej albo diabetologii. Zapraszam ich np. na zajęcia praktyczne z nordic walkingu, żeby pokazać, jak należy zaplanować trening, jakie są jego metodyczne założenia, jakie są kryteria zalecania lub niezalecania treningu. Tymczasem lekarze nie bardzo chcą przychodzić na te zajęcia. Dopiero jak na kursie jest sprawdzana obecność i wtedy przychodzą – to po zajęciach i przykładowym treningu są zachwyceni, odkrywają Amerykę, mówią, że przecież to jest wspaniałe! Aktualne zalecenia mówią, że pięć razy w tygodniu po pół godziny powinniśmy intensywnie chodzić, jeździć na rowerze, pływać, uprawiać nornic walking. Należy jednak pamiętać, by odnosić to do dotychczasowych nawyków ruchowych i stylu życia danej osoby. Jeśli ktoś, kto ma 70 lat, przez całe życie był – jeśli chodzi o aktywność fizyczną – leniuchem, nie ruszał się, ma nadwagę albo otyłość i nagle zacznie pięć razy w tygodniu intensywnie spacerować, to bardzo prawdopodobne jest, że pojawią się kłopoty np. w zakresie stawów kolanowych.

 

Wspomniał Pan także o zmianie diety. Czasem jednak trudno wytłumaczyć komuś, by zaczął się zdrowo odżywiać, jeśli przez wiele lat przyzwyczaił się do pewnych potraw, wyrobił w sobie pewne nawyki żywieniowe.

 

- Tak, ale jeśli chodzi o nadciśnienie, to sprzyja mu, po pierwsze, nadmierne spożywanie soli i, po drugie, przyswajanie zbyt wielu kalorii, prowadzące do nadwagi i otyłości. Jeśli chodzi o sól, to tutaj, za sprawą mediów, jest pewne zamieszanie. Bardzo mocno działają koncerny, które są nie tyle związane z wydobyciem soli, ile z przemysłem spożywczym. A im więcej soli, tym większe pragnienie i tym więcej pijemy. Generalnie jednak połowa Polaków jest w niewielkim stopniu wrażliwa na sól. Jeśli taka osoba nawet przyswoi za dużo soli, to w większości ją… wysiusia. Natomiast dla drugiej połowy Polaków sól jest znacznie bardziej szkodliwa: im większe jej spożycie, tym wyższe ciśnienie skurczowe i rozkurczowe.

 

A można jakoś sprawdzić, do której połowy się należy?

 

- Problem polega właśnie na tym, że nie ma na to prostych testów. Dlatego trzeba, zwłaszcza jeśli ktoś już cierpi na nadciśnienie, ograniczyć solenie potraw w czasie ich przyrządzania, np. nie solić ziemniaków. Co ciekawe, eksperci w zakresie odczuwania smaku z Instytutu Żywności i Żywienia stwierdzili – i to są eksperymenty znane już od 20 lat – że kubki smakowe potrafią się przestroić. Jeśli zmniejszymy spożycie soli, to już po ok. 2–3 tygodniach będziemy mieć zupełnie nowe doznania smakowe. Jeśli po tym okresie wybierzemy się gdzieś do stołówki, do jakiejś prostej knajpki, której właściciele dbają o to, żebyśmy po jedzeniu chcieli jeszcze dużo wypić, no to czujemy się, jakbyśmy zjedli beczkę soli!

 

To bardzo ciekawe, bo przecież jednym z argumentów przeciwko takiej zmianie jest to, że „jak ja mogę jeść takie niedosolone rzeczy!”.

 

- Tak, tymczasem Polacy spożywają soli średnio dwa razy więcej, niż powinni. Przyswajają mniej więcej 15 g na dobę, osoby biedniejsze – nawet 20 g, a wystarczy 5–6 g. Dlatego ograniczenie spożycia soli jest jedną z ważnych rekomendacji na świecie i w Polsce, zalecaną przez międzynarodowych i krajowych ekspertów. A jak zmniejszyć spożycie soli? Po pierwsze nie dosalać potraw, nie korzystać z solniczki na stole. Solniczka ze stołów polskich rodzin musi po prostu zniknąć. To naprawdę warunek niezbędny do zdrowego odżywiania. Po drugie źródłem dużych ilości soli są przetworzone produkty, kupowane w sklepach, o długich terminach ważności.